Jak byłam nastolatką uwielbiałam stany przygnębienia, bólu egzystencjalnego,takiego,co od duszy po wszystkie członki boli.
Wtedy wydawało mi się, że jest to cool, że to jest wzniosłe i że fajne.
Pomimo radosnej aparycji, w środku tak fajnie smutno mi było.
Powodów wiele znajdowałam......że chłopaka nie mam, że mało kto mnie rozumie, że ludzie obłudni, że fałszywi, że szkoła tak długo trwa , że matka nie rozumie i nie chce zrozumieć...że to, że tamto......
Teraz jako świadoma osoba kocham radość życia.
Stany, w których w duszy gra, twarz się śmieje, że dziecko mam zdrowe,
że sama to zdrowie mam, że mogę tyle rzeczy , że jestem niezależna , wolna , samodzielna , że chce i robię rzeczy , które lubię,
że nie zniknęłam dla siebie ( jak to ładnie moja przyjaciółka powiedziała)
że pomimo świadomości śmiertelności mam jeszcze tyle rzeczy do zrobienia.....
CIeszę się....
CIeszę się....cieszę.....
Chcę się najadać każdą chwilą ,
chce ją smakować każdą jedna sekundę......
Chcę skakać ,
skaczę z radości.
Z radości życia!!!






Na zdjęciach mój chrześniak Kacper z swoją cudowna , dziecięca radością życia!
Bierzmy tą radość z tych maluczkich ludzi!!!1
OdpowiedzUsuń