niedziela, 23 czerwca 2013

Ulotnosci się przygladaj......


Zaczęla pracowac z nami rok temu. Spokojna, sluchajaca z uwagą -dla mnie osoby nie stad - jakże doceniam taką postawę. Przyjacielska, z angielską cierpliwoscia do nieznośnych, z życzliwym usmiechem do niegrzecznych, z pomocą i zainteresowaniem do wielu. Słuchająca uważnie,co jest rzadkie w tych szybkich,zabieganych czasach,dobra,lagodna i darzona ogromna sympatią przeze mnie..... W zeszlym tygodniu znalazla swoja 4 letnia córeczkę martwą w łóżku. Nie jestem w stanie sobie nawet tego wyobrazić,co można czuć. Nawet nie chcę pomyśleć jak to może w środku boleć. Myślę( nauczona ¶ównież przykrym doświadczeniem śmierci),że można czuć tak,jakby się duszy nie miało,jakby w niczego środku nie było, nic nie było,żadnego drgania, niczego.... I będąc matką ból ten się tylko zwielokrotnia... Myśli nie dają spokoju jak uporczywa,za uchem brzeczaca mucha... Jak natręctwo ,co nie ustaje i nie chce odejść..... Bo dziecko się kocha tak,że ,wraz jego pojawieniem się- cześć Ciebie jest zabierana. W taki niewytłumaczalny słowami sposób. Jak umiera dziecko,to pewnie ta cześć Ciebie umiera,a nawet więcej Ciebie niż tylko ta część... Obezwładnia Cię niemoc na czas jakiś lub do życia końca.... W takich momentach chcę smakowac ulotność każdej minuty,każdej jednej chwili z synkiem moim... Bo wiem,tak mocno to wiem,ze jutro może być nigdy......

czwartek, 20 czerwca 2013

Mieszka drzwi obok. Ma gruby głos, sama jest gruba - rzekłabym duża, bo to ładniejsze określenie, mówi w dziwnym języku, wyciąga przed siebie ręce i chce tulić, jej duże białe białka mocno kontrastują z czarną skórą i brązowymi oczami, uśmiecha się pięĸnie , tak z dobroci serca, choć mój syn jeszcze nie wyłapuje tych fluidów, przerażony własna paranoją.... Paranoją z MUMINKÓW ;))) Miki się jej boi..... Ucieka chowając za mnie. BUKA- tak nazywał Fifiś naszą sąsiadkę nigeryjkę. Teraz już nie. Już sie jej nie boi, nie ma paranoi ;)) Już się do niej uśmiecha i tuli. Do dużego ciepłego, dobrego, serdecznego ciała...... Nie boi się od momentu, kiedy zostaliśmy zaproszeni na urodziny jej córki i mój syn popłynął w chaosie tłumu czarnoskórych ludzi, mówiących w niezrozumiałym języku, krzyczących do siebie niezrozumiałe dla nas frazy...Głośnych, śmiejących się bez skrępowania, bez zażenowania, trochę jakby bez ogłady( w zrozumieniu dla nas europejczyków), ludzi, którzy się śmieją od serca, całymi sobą, dzieci tak jak wszędzie piszczących na słodycze, na zabawki nagrody. Ludzi,którzy czują wspólnotę, co zobaczyliśmy na tymże przyjęciu.... Była feeria kolorów. Ja się tym napawałam. Mój syn także.